Melanie Benjamin - Żona lotnika
21:58
"Być ponad wszystkim, ponad zmartwieniami i strachem, i również ponad błahostkami, ale głównie być po prostu ponad samą sobą - ponad tym niezdarnym ciałem, umysłem pełnym wątpliwości i sercem pełnym tęsknot."
Opowieść o losach kobiety inteligentnej, odważnej i silnej, choć we własnym przekonaniu nieśmiałej. A rzeczywiście, wręcz nieustraszonej. Jako pierwsza Amerykanka uzyskała licencję pilota. Została również drugim pilotem swojego męża, który ufał tylko i wyłącznie jej, do tego stopni, że pozwalał jej wozić się po całym świecie podczas lotów, kiedy bili wszelkie rekordy.
Jednak jest to też historia Anne "tragicznej". Wraz z mężem nękani przez prasę bardziej, niż ktokolwiek we współczesnej historii. Anne, której porwano i zamordowano dziecko i opłakiwała je samotnie, gdyż mąż zabronił jej w ogóle wspominać to zdarzenie.
Historia Anne, która była wzorem potulnej żony, która jednak w końcu nie zgodziła się zostać pochowana obok męża. Lindbergh - w oczach społeczeństwa bohater, prywatnie kobieciarz, który ma trzy potajemne rodziny i siedmioro pozamałżeńskich dzieci. To historia Anne, która była na tyle silna, aby utrzymać rodzinę jako całość i przetrwać tę podróż bez szwanku, umiejącej kochać i ostatecznie przebaczyć.
***
Może i ta książka nie ma tajemniczej sprawy do rozwiązania, nie trzyma w napięciu i akcja nie toczy się w tempie ekspresowym, ale... Jest wspaniała! Mimo, że czasem bohaterzy mnie irytowali to nie miałam zamiaru odłożyć książki, bo opowieść o tej wspaniałej kobiecie bardzo mnie urzekła.
Główna bohaterka Anne Morrow, córka ambasadora, nieśmiała, zawsze skryta w cieniu pięknej siostry Elisabeth. Nie lubiła być w centrum uwagi, gdyż nie wiedziała jak ma się zachować, Gdy poznała Charlesa Lindberghera, od razu się w nim zakochuje. Tak jak wszyscy inni, widzi w nim bohatera, odważnego, młodego mężczyznę, który samotnie przeleciał ze Stanów Zjednoczonych do Paryża. Podziwiała go, jednak wiedziała, że nigdy nie będzie miała szans u kogoś takiego.
Aż tu nagle los pokazał jej, że się myliła.
Została żoną mężczyzny, którego podziwia cały świat. Nie mogła w to uwierzyć i za każdym razem bała się, że wyjechawszy, już do niej nie wróci. W końcu zaczęła latać razem z nim, nauczyła się pilotować samolot, wyznaczać drogę z gwiazd, Charles nauczył ją wszystkiego, dzięki czemu mogła latać z nim, a nawet sama.
Przyznam szczerze, że Anne polubiłam od razu. Miła, kochana dziewczyna, uwielbiająca pisać. Jednak zdarzały się momenty, w których strasznie mnie irytowała. Pozwalała sobą manipulować, była naiwna i bała przeciwstawić się swojemu mężowi, przez co nawet nie mogła wyrazić swojego zdania. Pozwalała mu w okropny sposób traktować własne dzieci, mimo iż nie pochwalała jego sposobu wychowania. Była na każde jego zawołanie, mimo że on nie okazywał jej za dużo pozytywny uczuć, chyba, że czegoś od niej chciał. Przyznam, że wprost nienawidziłam tych cech u niej, ale pokochałam ją za wytrwałość i odwagę. Trzeba być silnym emocjonalnie, żeby znosić takie zachowanie męża. A także potrzeba dużo odwagi, żeby dokonać tego, czego dokonała właśnie Anne. Kiedy w końcu spełniła swoje marzenie o wydaniu książki, zmieniła się i praktycznie wszystkie cechy, których tak nie lubiłam, odeszły w zapomnienie.
Charles - jeśli chodzi o tytułowego lotnika, to nawet sobie nie wyobrażacie jak działał mi na nerwy. Nienawidzę takiego traktowania kobiet typu: musisz mi gotować, w dodatku w określonych godzinach, nigdy nie wcześniej, ani później... Wrr! Bohater całego świata, chłodny, nie wyrażający praktycznie żadnych emocji. Tylko czasem pozwalał sobie na irracjonalne zachowanie w towarzystwie żony czy dzieci. Nie pozwolił Anne opłakiwać utraconego w brutalny sposób syna, a nawet wspominać o tym "zdarzeniu". Nie traktował jej tak, jak mąż powinien traktować żonę. Nawet jeśli jego postawa miała coś wspólnego z dzieciństwem, to nie tłumaczy jego postępowania. Jest on jedyną osobą, którą znienawidziłam wręcz od początku książki i w żadnym momencie to uczucie nie osłabło. A momenty, w których Anne w końcu zaczęła się mu przeciwstawiać, uważałam w pewnym stopniu za satysfakcjonujące. Cieszyłam się, że w końcu znalazła w sobie siłę, żeby mu się postawić i wyrazić swoje zdanie.
Cóż, mogłabym napisać wiele więcej, ale nie chcę tutaj streszczać całej książki i ujawniać wszystkiego. Już i tak napisałam za dużo, ale nie mogłam się powstrzymać.
Podsumowując, nawet mimo irytującego Charlesa, pokochałam tę książkę bezgranicznie i uważam, że warto po nią sięgnąć, poznać historię tej wspaniałej kobiety, oraz wszystkie jej twarze. Jeśli jeszcze jej nie czytaliście to czym prędzej się za nią bierzcie!
W dodatku, spójrzcie na okładkę, czyż nie jest piękna!? Ja nie mogę się na nią napatrzeć. Uważam, że jest cudowna.
W dodatku, spójrzcie na okładkę, czyż nie jest piękna!? Ja nie mogę się na nią napatrzeć. Uważam, że jest cudowna.
Książka dostaje ode mnie: 8*/10*.
2 komentarze
Robisz przepiękne zdjęcia! Świetny blog.Obserwuję i czekam z niecierpliwością na kolejne posty. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
http://olalive-blog.blogspot.com/
Dziękuję bardzo, miło mi, że się podobają :)
UsuńPozdrawiam! :)